Minęło kilka dni, odkąd po sylwestrze wróciliśmy do szkoły. Oczywiście
nauczyciele już zdążyli zadać nam stertę prac domowych i zapowiedzieć minimum
sześć sprawdzianów, bo jak to oni mawiają: „Macie za mało ocen na pierwszy
semestr szkolny”. Uczyłam się do testów i zarwałam całą nockę, a i tak nic nie umiałam.
Jak to niby możliwe?
12 stycznia, dom rodziny Dragneel
— Ja nie mogę... Kto dzwoni o piątej rano? — zamruczałam,
szukając po omacku telefonu na stoliku. Chwyciłam go i odblokowałam rozmowę,
wyłączając przy tym mój dzwonek Nightcore – E.T.
— Moshi, moshi? —wybełkotałam ziewając.
— Gdzie ty jesteś, dziewczyno?! — krzyknął dziewczęcy
głos przez telefon, o mało nie pozbawiając mnie słuchu.
— Rukia. Czego chcesz tak wcześnie? — zapytałam
przyjaciółkę, przeciągając się powoli i wstając z łóżka.
— Wcześnie? Patrzyłaś na zegarek? — wydarła się.
— Nie, ale jest ciemno na dworze i spać mi się chce,
więc...
— Jest przed ósmą! Poniedziałek. Wszyscy siedzą już w
klasie i czekają na babkę od bio — przerwała mi zdenerwowanym głosem.
— Dobra, dobra. Mmm. Powiedz, że… jadę do lekarza i
nie będzie mnie na pierwszej lekcji. — zaproponowałam.
— Ok — zgodziła się od niechcenia. — Muszę spadać,
wiedźma przyszła — szepnęła do słuchawki i rozłączyła się. Rzuciłam telefon na
łóżko, wzięłam bieliznę, różowe stopki, białe jeansy oraz turkusową koszulkę z
krótkim rękawkiem i ćwiekami. Poczłapałam do łazienki i stanęłam naprzeciwko
lustra. Oparłam się o zlew, biorąc głęboki oddech i zamoczyłam twarz w zimnej
wodzie, co od razu mnie pobudziło.
— Przeklęty styczeń — syknęłam, wycierając twarz futrzanym
ręcznikiem.
Ubrałam się szybko i zeszłam po schodach na korytarz.
Założyłam swoje skórzane czarne buty do kostek, kremową kurtkę i niebieską
arafatkę. Chwyciłam torbę i poczochrałam czarnego, włochatego kota po łbie.
— Niedługo wracam, Kuro — pożegnałam zwierzaka, na co
on odpowiedział miauknięciem.
Wychodząc na podwórko, spotkałam również mojego psa, owczarka niemieckiego, z którym także musiałam
się poprzytulać przed wyjściem. Zwierzęta na szczęście nie uciekają jak chłopcy
z krzykiem: „Łee! Dziewczyny to zaraza!”.
Dość szybko się uwinęłam. Miałam nadzieję zdążyć dojść
przed sprawdzaniem obecności. Zamknęłam mieszkanie, furtkę i szybko pobiegłam
do szkoły.
Po kilku minutach morderczego biegu wpadłam do klasy z hukiem, cała zadyszana. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem obok Rukii.
Po kilku minutach morderczego biegu wpadłam do klasy z hukiem, cała zadyszana. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem obok Rukii.
— Dużo mnie ominęło? — spytałam, łapiąc trochę tlenu.
W klasie było bardzo głośno, więc wiedziałam, że wiedźma od biologii gdzieś
wyszła.
— Nic, a nic. Gdy rozmawiałyśmy, weszła babka, więc
się rozłączyłam, ale po chwili siadła sobie na biurku i powiedziała, że mamy
wolną lekcję, bo ją łeb boli. Teraz wyszła do pielęgniarki, nawet nie patrząc
czy są wszyscy — wyznała obojętnie.
— Gdzieś była, Patty? Zaczynałem tęsknić — zaśmiał się
odwrócony do nas chłopak o blond kręconych krótkich włosach i niebieskich
oczach. W tym samym czasie odwróciła się również ruda „dziewuszka” – jak to ją
nazywali ludzie. Mimo że nazywała się Lilynette Heartfilia, dostała taki
przydomek i nic tego nie zmieni.
— Ty i tęsknota? Nie poznaję Cię, Osamu — odpowiedziałam
sarkastycznie.
— Ej, ej, nie podrywaj mojej Pattusi — usłyszałam za
sobą głos. Osoba wypowiadająca się, przytuliła mnie mocno od tyłu, sprawiając,
że zamieniłam się w czerwonego buraka.
— Co ty powiedziałeś? Mojej?! — zapytałam ze złością.
Nim się odwróciłam, już wiedziałam kto to był, a mianowicie Ryoko Kazeshini.
Zamachnęłam nogą ponad oparciem krzesła i uderzyłam w twarz czarnowłosego
chłopaka. — Zrób tak jeszcze raz, a zginiesz przypięty do krzesła elektrycznego
— dodałam.
— Powtarzasz to już jakiś setny raz, a nadal nie
zginąłem. Przyznaj, że Ci się podobam — uśmiechnął się do mnie diabelsko. No
cóż, był ładny, ale nic poza tym! Prędzej dałabym się zabić, niż się w nim
zakochać
— Komu by się podobał taki nadęty bałwan jak ty? — spytałam,
obracając się na pięcie w stronę ławki.
— Hm… Pomyślmy. A może Tobie? — odparł szyderczą
riposrtą. Zacisnęłam pięści, hamując się przed ponownym walnięciem go i
usiadłam z powrotem na krześle. Rozluźniłam ręce i wyjęłam zeszyt do fizyki,
aby pouczyć się trochę do testu.
— Pff — usłyszałam za sobą, jednak nie reagując na to
ani trochę.
Lekcje mijały wolno, jak każdego dnia. Wpierw luźna
biologia, następnie kiczowaty test z fizyki, monotonna matematyka, bezbarwny
niemiecki i angielski, aż w końcu doczekałam się wychowania fizycznego. Jak to
ja, pierwsza się ubrałam, wyszłam z szatni i czekałam na pozostałych. W tym
czasie poszłam się rozgrzewać pod drabinki. Chwilę po mnie przyszedł Ryoko.
Szedł w moją stronę i kiedy zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, nogi
zaczęły mi drżeć od jego lodowego spojrzenia. Wysunął rękę w moją stronę, lecz zaraz
ją schował. Bez słowa zajął drabinkę obok mnie, zaczynając się rozciągać. W
otoczeniu dało wyczuć się krępującą ciszę. Po kilku minutach do sali wleciała
rozweselona Rukia, emanując szczęściem. Gdyby nie ona, wybuchłabym od tego
milczenia. Zaczęła mi coś mówić o tym, że kupiła nową mangę i o innych
sprawach, które wówczas mało mnie interesowały. Nawet gdy jej nie słuchałam, ta
nawijała i nawijała, ale przynajmniej dzięki niej WF mijał, a ja przestawałam
zastanawiać się nad tym, co próbował zrobić Ryoko na początku lekcji.
Zajęcia dobiegły końca i wreszcie mogłam wrócić do
ukochanego domu, gdzie pewnie czekała na mnie mama, zwierzęta no i... duchy.
Tak. Dobrze rozumiesz. Odkąd sięgam pamięcią, mogłam widzieć duchy, pustych, a także unoszących się w powietrzu
„ludzi”. Nie, nie ludzi. Mimo, że z wyglądu są tacy sami jak i my, unoszą się w
powietrzu, mają czarne kimono oraz katany, którymi zabijają, a raczej czyszczą
duszę Pustych, dałabym im miano Shinigami.
Nie spotykałam ich tak często, jak duchów, ale
przynajmniej jeszcze rzadziej widywałam pustych. Te bestie napawały mnie
obrzydzeniem. Zjadały dobre dusze, tak jakby nie miały uczuć.
Chciałam pomóc Shinigamim w ich pracy, ale jednak
poszło to na marne. W końcu pierwszo-gimnazjalistka nie pokona czegoś wielkości
bloku mieszkalnego, strzelającego czerwonymi kulami energii. Kiedyś, gdy
patrzałam na walkę Boga Śmierci z Hollowem, usłyszałam, że te pociski mają
nazwę „cero”. Niekiedy miałam wrażenie, że mogłabym złapać to gołą ręką i zgnieść
w drobny pył, jednak kiedyś tego spróbowałam i źle się to dla mnie skończyło.
Przez całe dwa miesiące po tym zdarzeniu musiałam nosić bandaże na poparzonych
rękach. Gdyby nie pewien rudowłosy Shinigami, zginęłabym. Dlatego jestem im tak
bardzo wdzięczna.
Po kilku minutach marszu wróciłam pod drzwi mojego
domu, a na celu miałam niewiele. Zjeść obiad, pograć na komputerze i iść spać.
— Wróciłam mamo! — zawołałam, wchodząc do kuchni, lecz
nikt mi nie odpowiadał. Sprawdziłam jeszcze, czy mamy nie ma w toalecie,
salonie lub na piętrze, ale nigdzie jej nie było. Zmartwiłam się, ponieważ
powinna już dawno wrócić do domu, a do sklepu by nie wyszła, tylko wysłałaby
mnie, gdyby potrzebowała.
Wyciągnęłam telefon i postanowiłam do niej zadzwonić,
jednak odpowiadała mi tylko poczta głosowa. Czekałam na nią, aż do dwudziestej
trzeciej i nadal nie wróciła.
Miałam zamiar iść na policję w sprawie zaginięcia, kiedy nagle pojawił się przede mną wysoki chłopak z kawałkiem maski Hollowa, która była w kształcie hełmu, na głowie. Miał czarne włosy, zielone oczy oraz śnieżnobiałą skórę. W krtani miał dziurę, a pod oczami ciemnozielone paski, sprawiające wrażenie jakby płakał, lecz twarz utrzymywał w tak zwanym „poker face”.
Miałam zamiar iść na policję w sprawie zaginięcia, kiedy nagle pojawił się przede mną wysoki chłopak z kawałkiem maski Hollowa, która była w kształcie hełmu, na głowie. Miał czarne włosy, zielone oczy oraz śnieżnobiałą skórę. W krtani miał dziurę, a pod oczami ciemnozielone paski, sprawiające wrażenie jakby płakał, lecz twarz utrzymywał w tak zwanym „poker face”.
Nawet nie zdążyłam zapytać kim jest, a on założył na
moją rękę srebrną opaskę i podał list. Zanim mrugnęłam, jego już nie było.
Stanęłam wryta w ziemię, nie mogąc się ruszyć z niedowierzania. Jedynym, co
nadal mi mówiło, że to rzeczywistość, była opaska i list.
Usiadłam, nadal oszołomiona, na kanapie i zaczęłam
czytać.
„Patty Dragneel. Zauważyłaś zapewne, że Twoja matka
zaginęła. Właściwie została porwana. Przeze mnie. Ale spokojnie, nic jej nie
zrobię, na razie. Jeżeli
chcesz ją odzyskać, wciśnij guzik na opasce podarowanej Ci przez Ulquiorrę, ale
będzie to oznaczało, że dołączysz do mnie. Wejdziesz w szeregi mojej armii i
razem podbijemy świat.
Czemu akurat Ty? Pewnie się nad tym zastanawiasz,
prawda? Otóż, moc widzenia duchów i innych zjawisk nadprzyrodzonych to nie
wszystkie Twoje umiejętności. Gdy zawitasz w moich progach, wszystko dokładniej
Ci wyjaśnię. Masz trzy dni na przemyślenie tego i wciśnięcie guzika. Jeżeli
ruszysz się z domu, pójdziesz do szkoły, na policję lub gdziekolwiek, zabiję
Ciebie i Twoją mamę od razu. Monitoruję Cię, więc nie próbuj żadnych
sztuczek.
Jeszcze jedno. Shinigami, tak TO nazwałaś, prawda?
Bogowie Śmierci to piękne określenie. A czy próbowałaś sobie wyobrazić ich w
połączeniu z mocami Pustych bądź Hollowów z mocami Shinigami?
Podpisano:
Aizen Sosuke”