niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 1


    Minęło kilka dni, odkąd po sylwestrze wróciliśmy do szkoły. Oczywiście nauczyciele już zdążyli zadać nam stertę prac domowych i zapowiedzieć minimum sześć sprawdzianów, bo jak to oni mawiają: „Macie za mało ocen na pierwszy semestr szkolny”. Uczyłam się do testów i zarwałam całą nockę, a i tak nic nie umiałam. Jak to niby możliwe?


12 stycznia, dom rodziny Dragneel

                                     
— Ja nie mogę... Kto dzwoni o piątej rano? — zamruczałam, szukając po omacku telefonu na stoliku. Chwyciłam go i odblokowałam rozmowę, wyłączając przy tym mój dzwonek Nightcore – E.T.
— Moshi, moshi? —wybełkotałam ziewając.
— Gdzie ty jesteś, dziewczyno?! — krzyknął dziewczęcy głos przez telefon, o mało nie pozbawiając mnie słuchu.
— Rukia. Czego chcesz tak wcześnie? — zapytałam przyjaciółkę, przeciągając się powoli i wstając z łóżka.
— Wcześnie? Patrzyłaś na zegarek? — wydarła się.
— Nie, ale jest ciemno na dworze i spać mi się chce, więc...
— Jest przed ósmą! Poniedziałek. Wszyscy siedzą już w klasie i czekają na babkę od bio — przerwała mi zdenerwowanym głosem.
— Dobra, dobra. Mmm. Powiedz, że… jadę do lekarza i nie będzie mnie na pierwszej lekcji. — zaproponowałam.
— Ok — zgodziła się od niechcenia. — Muszę spadać, wiedźma przyszła — szepnęła do słuchawki i rozłączyła się. Rzuciłam telefon na łóżko, wzięłam bieliznę, różowe stopki, białe jeansy oraz turkusową koszulkę z krótkim rękawkiem i ćwiekami. Poczłapałam do łazienki i stanęłam naprzeciwko lustra. Oparłam się o zlew, biorąc głęboki oddech i zamoczyłam twarz w zimnej wodzie, co od razu mnie pobudziło.
— Przeklęty styczeń — syknęłam, wycierając twarz futrzanym ręcznikiem.
Ubrałam się szybko i zeszłam po schodach na korytarz. Założyłam swoje skórzane czarne buty do kostek, kremową kurtkę i niebieską arafatkę. Chwyciłam torbę i poczochrałam czarnego, włochatego kota po łbie.
— Niedługo wracam, Kuro — pożegnałam zwierzaka, na co on odpowiedział miauknięciem.
Wychodząc na podwórko, spotkałam również mojego psa,  owczarka niemieckiego, z którym także musiałam się poprzytulać przed wyjściem. Zwierzęta na szczęście nie uciekają jak chłopcy z krzykiem: „Łee! Dziewczyny to zaraza!”.
Dość szybko się uwinęłam. Miałam nadzieję zdążyć dojść przed sprawdzaniem obecności. Zamknęłam mieszkanie, furtkę i szybko pobiegłam do szkoły.
Po kilku minutach morderczego biegu wpadłam do klasy z hukiem, cała zadyszana. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem obok Rukii.
— Dużo mnie ominęło? — spytałam, łapiąc trochę tlenu. W klasie było bardzo głośno, więc wiedziałam, że wiedźma od biologii gdzieś wyszła.
— Nic, a nic. Gdy rozmawiałyśmy, weszła babka, więc się rozłączyłam, ale po chwili siadła sobie na biurku i powiedziała, że mamy wolną lekcję, bo ją łeb boli. Teraz wyszła do pielęgniarki, nawet nie patrząc czy są wszyscy — wyznała obojętnie.
— Gdzieś była, Patty? Zaczynałem tęsknić — zaśmiał się odwrócony do nas chłopak o blond kręconych krótkich włosach i niebieskich oczach. W tym samym czasie odwróciła się również ruda „dziewuszka” – jak to ją nazywali ludzie. Mimo że nazywała się Lilynette Heartfilia, dostała taki przydomek i nic tego nie zmieni.
— Ty i tęsknota? Nie poznaję Cię, Osamu — odpowiedziałam sarkastycznie.
— Ej, ej, nie podrywaj mojej Pattusi — usłyszałam za sobą głos. Osoba wypowiadająca się, przytuliła mnie mocno od tyłu, sprawiając, że zamieniłam się w czerwonego buraka.
— Co ty powiedziałeś? Mojej?! — zapytałam ze złością. Nim się odwróciłam, już wiedziałam kto to był, a mianowicie Ryoko Kazeshini. Zamachnęłam nogą ponad oparciem krzesła i uderzyłam w twarz czarnowłosego chłopaka. — Zrób tak jeszcze raz, a zginiesz przypięty do krzesła elektrycznego — dodałam.
— Powtarzasz to już jakiś setny raz, a nadal nie zginąłem. Przyznaj, że Ci się podobam — uśmiechnął się do mnie diabelsko. No cóż, był ładny, ale nic poza tym! Prędzej dałabym się zabić, niż się w nim zakochać
— Komu by się podobał taki nadęty bałwan jak ty? — spytałam, obracając się na pięcie w stronę ławki.
— Hm… Pomyślmy. A może Tobie? — odparł szyderczą riposrtą. Zacisnęłam pięści, hamując się przed ponownym walnięciem go i usiadłam z powrotem na krześle. Rozluźniłam ręce i wyjęłam zeszyt do fizyki, aby pouczyć się trochę do testu.
— Pff — usłyszałam za sobą, jednak nie reagując na to ani trochę.



       Lekcje mijały wolno, jak każdego dnia. Wpierw luźna biologia, następnie kiczowaty test z fizyki, monotonna matematyka, bezbarwny niemiecki i angielski, aż w końcu doczekałam się wychowania fizycznego. Jak to ja, pierwsza się ubrałam, wyszłam z szatni i czekałam na pozostałych. W tym czasie poszłam się rozgrzewać pod drabinki. Chwilę po mnie przyszedł Ryoko. Szedł w moją stronę i kiedy zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, nogi zaczęły mi drżeć od jego lodowego spojrzenia. Wysunął rękę w moją stronę, lecz zaraz ją schował. Bez słowa zajął drabinkę obok mnie, zaczynając się rozciągać. W otoczeniu dało wyczuć się krępującą ciszę. Po kilku minutach do sali wleciała rozweselona Rukia, emanując szczęściem. Gdyby nie ona, wybuchłabym od tego milczenia. Zaczęła mi coś mówić o tym, że kupiła nową mangę i o innych sprawach, które wówczas mało mnie interesowały. Nawet gdy jej nie słuchałam, ta nawijała i nawijała, ale przynajmniej dzięki niej WF mijał, a ja przestawałam zastanawiać się nad tym, co próbował zrobić Ryoko na początku lekcji.
Zajęcia dobiegły końca i wreszcie mogłam wrócić do ukochanego domu, gdzie pewnie czekała na mnie mama, zwierzęta no i... duchy. Tak. Dobrze rozumiesz. Odkąd sięgam pamięcią, mogłam widzieć duchy, pustych, a także unoszących się w powietrzu „ludzi”. Nie, nie ludzi. Mimo, że z wyglądu są tacy sami jak i my, unoszą się w powietrzu, mają czarne kimono oraz katany, którymi zabijają, a raczej czyszczą duszę Pustych, dałabym im miano Shinigami.
Nie spotykałam ich tak często, jak duchów, ale przynajmniej jeszcze rzadziej widywałam pustych. Te bestie napawały mnie obrzydzeniem. Zjadały dobre dusze, tak jakby nie miały uczuć.
Chciałam pomóc Shinigamim w ich pracy, ale jednak poszło to na marne. W końcu pierwszo-gimnazjalistka nie pokona czegoś wielkości bloku mieszkalnego, strzelającego czerwonymi kulami energii. Kiedyś, gdy patrzałam na walkę Boga Śmierci z Hollowem, usłyszałam, że te pociski mają nazwę „cero”. Niekiedy miałam wrażenie, że mogłabym złapać to gołą ręką i zgnieść w drobny pył, jednak kiedyś tego spróbowałam i źle się to dla mnie skończyło. Przez całe dwa miesiące po tym zdarzeniu musiałam nosić bandaże na poparzonych rękach. Gdyby nie pewien rudowłosy Shinigami, zginęłabym. Dlatego jestem im tak bardzo wdzięczna.
      Po kilku minutach marszu wróciłam pod drzwi mojego domu, a na celu miałam niewiele. Zjeść obiad, pograć na komputerze i iść spać.
— Wróciłam mamo! — zawołałam, wchodząc do kuchni, lecz nikt mi nie odpowiadał. Sprawdziłam jeszcze, czy mamy nie ma w toalecie, salonie lub na piętrze, ale nigdzie jej nie było. Zmartwiłam się, ponieważ powinna już dawno wrócić do domu, a do sklepu by nie wyszła, tylko wysłałaby mnie, gdyby potrzebowała.
Wyciągnęłam telefon i postanowiłam do niej zadzwonić, jednak odpowiadała mi tylko poczta głosowa. Czekałam na nią, aż do dwudziestej trzeciej i nadal nie wróciła.
Miałam zamiar iść na policję w sprawie zaginięcia, kiedy nagle pojawił się przede mną wysoki chłopak z kawałkiem maski Hollowa, która była w kształcie hełmu, na głowie. Miał  czarne włosy, zielone oczy oraz śnieżnobiałą skórę. W krtani miał dziurę, a pod oczami ciemnozielone paski, sprawiające wrażenie jakby płakał, lecz twarz utrzymywał w tak zwanym „poker face”.
Nawet nie zdążyłam zapytać kim jest, a on założył na moją rękę srebrną opaskę i podał list. Zanim mrugnęłam, jego już nie było. Stanęłam wryta w ziemię, nie mogąc się ruszyć z niedowierzania. Jedynym, co nadal mi mówiło, że to rzeczywistość, była opaska i list.
Usiadłam, nadal oszołomiona, na kanapie i zaczęłam czytać.

        „Patty Dragneel. Zauważyłaś zapewne, że Twoja matka zaginęła. Właściwie została porwana. Przeze mnie. Ale spokojnie, nic jej nie zrobię, na razie. Jeżeli chcesz ją odzyskać, wciśnij guzik na opasce podarowanej Ci przez Ulquiorrę, ale będzie to oznaczało, że dołączysz do mnie. Wejdziesz w szeregi mojej armii i razem podbijemy świat.
Czemu akurat Ty? Pewnie się nad tym zastanawiasz, prawda? Otóż, moc widzenia duchów i innych zjawisk nadprzyrodzonych to nie wszystkie Twoje umiejętności. Gdy zawitasz w moich progach, wszystko dokładniej Ci wyjaśnię. Masz trzy dni na przemyślenie tego i wciśnięcie guzika. Jeżeli ruszysz się z domu, pójdziesz do szkoły, na policję lub gdziekolwiek, zabiję Ciebie i Twoją mamę od razu. Monitoruję Cię, więc nie próbuj żadnych sztuczek. 
Jeszcze jedno. Shinigami, tak TO nazwałaś, prawda? Bogowie Śmierci to piękne określenie. A czy próbowałaś sobie wyobrazić ich w połączeniu z mocami Pustych bądź Hollowów z mocami Shinigami?

Podpisano: Aizen Sosuke”


sobota, 11 października 2014

Prolog


Miasto Okayama i zakręcone gimnazjum Shimanesu. Uczący się tu ludzie umysłowo przypominają nienażarte forsą głupie małpy, poszukujące gier komputerowych i wyzwisk dla hejterów, tłumiących ich zabawę. Na około pięćset  osób w szkole tylko jedna szósta to w miarę normalni uczniowie, którym inni nie zdążyli wyprać mózgów.
Moja klasa, pierwsza „d”, składa się z dwudziestu siedmiu osób: czternastu chłopaków i dwunastu dziewczyn, z czego wolałabym o wiele mniej tego drugiego.
Wychowałam się na boisku z kolegami, grając w piłkę i ciągle walcząc o przetrwanie na terenie, dzięki czemu zyskałam respekt i wielu wielbicieli. Chociaż byli brzydcy i ułomni, miło wiedzieć, że komuś się podobasz.
Ja, Patty Dragneel, zwana również "Ookami", (wilk) wraz z przyjaciółką Rukią Kuchiki zwalczymy chore mózgi dzieci XXI wieku i pokażemy, jak wygląda prawie zwyczajny dzień gimnazjum przepełniony dziwnymi magicznymi zdarzeniami.